My, Tołstoje.

 

„Doszedłem do tyfusu — przeczytałem objawy — odkryłem, że mam tyfus, i to od wielu miesięcy — pomyślałem sobie, ciekawe, co jeszcze mam. Przewróciłem stronicę na taniec św. Wita: zgodnie z oczekiwaniami stwierdziłem, że i pląsawica mi nie przepuściła. Postanowiłem zapoznać się ze swoim przypadkiem dogłębnie. I tak, rozpoczynając alfabetycznie, przestudiowałem chorobę Addisona, stwierdziłem, że na nią zapadam, a faza ostra czeka mnie za jakieś dwa tygodnie. Z ulgą się dowiedziałem, że choroba Brighta występuje u mnie w formie złagodzonej i, jeśliby na tym się skończyło, mogę liczyć na wiele lat życia”.

 To słowa zaczerpnięte z „Trzech panów w łódce (nie licząc psa)” autorstwa Jerome K. Jerome.To nimi właśnie Bill Bryson otworzył rozdział o chorobach w swojej książce "Ciało.Instrukcja dla użytkownika".

Sama cierpię na chroniczną hipochondrię i z pomocą doktora Google zdiagnozowałam u siebie niezliczone jednostki chorobowe – w większości ciężkie przypadki, bez nadziei na wyzdrowienie. Niedawno jednak samozdiagnozowałam u siebie pewne psychiczne niedomaganie, mianowicie: syndrom Tołstoja.

Po latach literackich sukcesów Lew Tołstoj zwątpił w sens swojego pisarstwa. W 1908 roku zapisał w swoim dzienniku: „Ludzie niestety lubią mnie za rzeczy miałkie, na przykład »Annę Kareninę«”. 

W pewnym momencie pisarz uznał, że przywileje i komfort, którymi mogła cieszyć się jego rodzina, są zbytnim luksusem. Zaczął ubierać się w niewyszukane, proste ubrania, pracował fizycznie, a nawet został wegetarianinem! W swoich radykalnych poglądach poszedł jeszcze dalej i zrzekł się majątku, przekazując go rodzinie...

Na kursie pisania organizowanym przez UAM, na przykładzie Tołstoja omawialiśmy problem motywacji i systematycznego pisania. Jakże miło było znaleźć tak fachowo brzmiące określenie mojej prokrastynacji! A przy tym podnoszące moje lenistwo i marazm do rangi światowej sławy pisarza! I tak, w grupie 20 osób, z których żadna nie wydała jeszcze książki, każdy z nas kiwał głową i myślał sobie skrycie „Ja. Ja, Tołstoj”. Nie wiem dlaczego, mam tu skojarzenie z  Gombrowiczem…

Jednak tak naprawdę dopadła mnie zupełnie inna niemoc. Moja książka jest już napisana, poprawiona i pozytywnie odebrana w gronie beta-readerów… A teraz całą moją kreatywną energię zabijają dni i  godziny czekania na odpowiedź. Nie pomaga fakt, że na profilach Facebook polskich wydawnictw zewsząd straszą gołe męskie torsy i tytuły typu „Kochanka gangstera”, „Kochaj mnie cicho”, „Kochaj mnie głośno” itp. itd. (wszystkie  powyższe zmyśliłam – jeśli jakiś pokrywa się z istniejącą książką, to jest to całkowity przypadek).

Nie pociesza też fakt, że polskiej fantastyki wydaje się jak na lekarstwo. Jakim cudem wydawcy wolą inwestować w tłumaczenie zagranicznych książek typu „Obsydian”, gdzie promuje się brak szacunku dla kobiet i apodyktyczny typ macho jako tego najbardziej pożądanego mężczyzny?

Ech, pomarudziłam sobie, ja, Tołstoj…

Komentarze

  1. Myślę, że ciężko wybić się na rynku czytelniczym. Jak zauważyłaś co jakiś czas powraca moda na jakiś motyw: wiedźm, post-apo, wierzeń, czy retelingów. Książki erotico-romantico cieszą się popularnością, bo to coś lekkiego, odrywającego od rzeczywistości i zawsze będzie na to wzięcie. Trzymam kciuki za Twoje dziecko książkowe i życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty