Recenzja: Wiedźma naczelna - Olga Gromyko

 

„Wiedźma naczelna” to trzeci tom kronik Berolskich. Recenzje poprzednich możecie przeczytać tu: pierwszej i drugiej.

Trzeci tom jest utrzymany dokładnie w tym samym stylu, co poprzednie dwa. Niestety mam wrażenie, że mimo upływu czasu nasza bohatera nie dojrzewa. Czasem bywała wręcz irytująco dziecinna. Jeśli jednak po drugim tomie podobała wam się ta konwencja i nie czułyście się nią tak zmęczone, jak ja, to trzeci tom również powinien Wam się spodobać.

Książka zaczyna się dość nietypowo. Okazuje się, że Wolha wybiera się w podróż, by samotnie stawić czoła wyzwaniom i znaleźć temat pracy do obrony kolejnego stopnia tytułu bakałarza. Początkowo przygody były poszatkowane i pozornie zupełnie ze sobą niezwiązane. Ot, kolejne potwory na drodze bohaterki. Moim pierwszym skojarzeniem był Wiedźmin "Ostatnie życzenie", jednak ostatecznie akcja łączy się w spójną całość i mniej więcej od połowy książki dąży już do rozwikłania zagadki.

Zakończenie jest dość zaskakujące i spina klamrą wszystkie trzy tomy. Nie jest to jednak rodzaj zaskoczenia, które lubię... Cóż, zdecydowanie wolę, kiedy autor serwuje w swojej historii szereg domysłów i czytelnik rwie włosy z głowy, typując, kto jest tym czarnym charakterem. Olga Gromyko postawiła na inną możliwość. Czarny charakter przez całe 3 tomy był ukryty i nawet w "Wiedźmie naczelnej" przed momentem kulminacyjnym jest sporo niedomówień. Na końcu wszystko wyjaśniane jest tak szybko i tak zawile, że nie wiem, czy dobrze się ze wszystkim połapałam. 

Czary rzucane przez Wolhę też były chaotyczne – potrafiła teleportować ich do sąsiedniego miasta, ale już zaklęcie reperujące kurtkę musiała rzucać codziennie i je odnawiać… W ferworze walki też nie zawsze potrafiła znaleźć potrzebny czar lub te, które znała, okazywały się bezużyteczne… Jeśli mówimy o absolwentce szkoły magicznej, miałabym większe oczekiwania.

Nużyły mnie też opisy i dygresje. Humor stał się przewidywalny, dlatego przyznaję - w pewnym momencie przekartkowywałam je i skupiłam się na dialogach.

Trochę żałuję, bo pierwsza historia o mordercy z Dogewy naprawdę mi się spodobała i miała spory potencjał. Finalnie wahałam się między oceną 2 lub 3 /5, ale ostatecznie postawiłam 3.

Jeśli macie ochotę na zabawną książkę, przy której nie trzeba dużo myśleć, a można naprawdę się odprężyć, polecam Wam 1 tom. Sami zobaczycie, czy styl pisania podoba Wam się na tyle, by wałkować kolejne 2 książki, które moim zdaniem już nie są tak ciekawe. 

 

Komentarze

Popularne posty