Recenzja: Apartament w Paryżu - Guillaume Musso
Miałam ochotę na lekką lekturę, a gdzie najlepiej znaleźć polecenie książki, jeśli nie na blogach recenzenckich? Trafiłam na recenzję RABE o książce „Kiedyś dogonimy Paryż” Magdaleny Kołosowskiej. BINGO! Pomyślałam. Wstukałam „Paryż” w wyszukiwarkę Legimi i… niestety. Nie znalazłam tej pozycji, ale za to w oko wpadła mi książka Guillaume Musso, „Apartament w Paryżu”. Czytałam już inną książkę tego autora, „Sekretne życie pisarzy” i śmiało mogę powiedzieć, że to jedna z moich ulubionych lektur.
Początkowo nie byłam pewna, czy kryminał to dobry wybór, w końcu szukałam czegoś lekkiego. Postanowiłam jednak zaryzykować, bo jak powiedziała Audrey Hepburn „Paryż to zawsze dobry pomysł”.
„Apartament w Paryżu” rozpoczyna się intrygującym wstępem pisanym w narracji drugoosobowej! Muszę przyznać, że pierwszy raz spotkałam się z takim zabiegiem. Autor umiejętnie poprowadził akcję, tak że mogłam wczuć się w emocje postaci, którą nagle sama się stałam. Przy dłuższej formie, mogłoby to być męczące, na szczęście zabieg ten ograniczył się tylko do krótkiego fragmentu. Reszta książki pisana jest już w formie tradycyjnej narracji trzecioosobowej, opisującej losy dwójki bohaterów.
Madeline, była policjantka, która desperacko pragnie dziecka, oraz Gaspard, samotny pisarz. Ich los splata się nierozerwalnie przez błąd stażystki, która omyłkowo wynajęła im jeden apartament w tym samym czasie. Początkowa irytacja powoli ustępuje miejsca burzliwej współpracy przy wyjaśnieniu zagadki zaginionego dziecka. Okazuje się, że w przeszłości apartament należał do słynnego artysty Seana Lorenza. Syn malarza został porwany i zamordowany, ale ciała nigdy nie odnaleziono. Od tego czasu Madeline i Gaspard powoli, ale konsekwentnie odkrywają mroczną prawdę.
Musso zadbał o kreację postaci. Tam nikt nie jest papierowy, jednowymiarowy. Każdy ma za sobą jakąś przeszłość, która motywuje jego wybory. Po drodze do rozwiązania zagadki, autor prowadził nas labiryntem retrospekcji i wspomnień bohaterów, tak, że do końca nie wiadomo kto jest dobry a kto zły. Kto zginie, a kto ocaleje. I chociaż dobrze się bawiłam czytając książkę, to jednak zakończenie było dla mnie zbyt naciągane. Miałam wrażenie, że do pozszywania całej tej historii, Musso użył bardzo grubych nici i w dodatku poleciał fastrygą.
Teraz uwaga: będzie spoiler – jeśli nie chcecie sobie psuć zabawy, przejdźcie od razu do kolejnego akapitu.
Happy end wymyślony przez autora, był zupełnie nielogiczny. Bohaterowie, którzy w żaden sposób nie przejawiali do siebie uczuć, a wręcz kłócili się i współzawodniczyli, nagle zakładają rodzinę i adoptują dziecko. Aż chciałoby się dopisać ostatnie zdanie "… i żyli długo i szczęśliwie"...
Podsumowując – Polecam, jeśli lubicie rozwiązywanie zawiłych historii i zaskakujące zakończenia. Z pewnością się nie rozczarujecie. Ja oceniłam książkę na 3,5/5
Jeśli podobała Wam się moja recenzja, pamiętajcie, by polubić mój profil na Facebook.
Bardzo lubię twórczość Guillaume Musso i tę książkę już mam za sobą, podobała mi się, ale miała trochę wad. I zgadzam się z Tobą co do zakończenia, mega nielogiczne. A co do postaci Madeline, to pojawia się ona też w innej książce autora jako postać nieco bardziej drugoplanowa i autor moim zdaniem trochę głupio poprowadził jej losy...
OdpowiedzUsuńPS Rabe, nie Rebe ;)
UsuńDer Rabe to po niemiecku kruk i stąd się wziął mój nick.
O rety! Już poprawione! Dzięki :D
UsuńTej książki autora jeszcze nie czytałam. Będę miała ją na uwadze.
OdpowiedzUsuńMusso jest w mojej bibliotece cały czas na topie. Myślę, że kiedyś i ja sięgnę po ,,Apartament w Paryżu" ;)
OdpowiedzUsuń