recenzja: Powrót z Bambuko - Katarzyna Nosowska
Dwa tygodnie temu sięgnęłam po tę lekką książkę z kolorową okładką. Byłam ciekawa, co też wyszło spod pióra pani Nosowskiej. Liczyłam na interesujące felietony z pewną dozą humoru i w dużej mierze te oczekiwania zostały spełnione. Czym jest Bambuko? Jest to stan ogłupienia, wiecznej chęci sprostania wymaganiom norm społecznych i oczekiwaniom bliskich. Wielu z nas, jeśli nie wszyscy, ulegamy czasem takim naciskom i postępujemy wbrew własnej intuicji.
"Ja wyobrażam sobie, że Bambuko to kraina, która rozpościera się poniżej Krainy Przytomności. Spadamy do Bambuko, a konkretnie jesteśmy strącani, przez specjalizujące się w strącaniu do Bambuko jednostki typu rodzina, znajomi lub twory systemowe, takie jak szkoła, Kościół, państwo.
Warunki panujące w Bambuko, zarówno atmosferyczne, jak i bytowe, są tak niekorzystne, że czasem pojawia się chęć ucieczki, powrotu do Krainy Przytomności, gdzie żyje się życie zupełnie inaczej. Do Krainy Przytomności można się dostać Schodami Olśnień. To takie niezwykłe schody, których stopnie pojawiają się pojedynczo, jeden po drugim, dopiero gdy zrobimy krok. Wymaga to zaufania, odwagi i uważności, szczególnie gdy wspięliśmy się już znacznie powyżej Bambuko, ale sporo nas dzieli od Krainy Przytomności."
Początek mnie nie urzekł. Schody olśnień brzmiały dla mnie jak truizmy. Później jednak było już tylko lepiej. Autorka zwierza nam się z trudnych relacji z rodzicami i swoich dziecięcych problemów (rozdział z I komunią - niesamowity!). Czytałam z wypiekami i nawet chciało mi się śmiać, gdyby nie to, że to były sytuacje z życia wzięte. Na samą myśl miałam ciarki. Nie potrafiłam przełożyć takiego terroru kalką na swoje doświadczenia. Od dziecka byłam buntownikiem i sytuacje, gdy byłabym do czegoś zmuszana, są dla mnie niepojęte. Oczywiście, jak pewnie wszyscy rodzice zeszłego pokolenia, również i mój ojciec podejmował takie próby, ale jednak przeważnie nie kończyły się one sukcesem, a spektakularną kłótnią.
Ogólnie po pierwszej połowie książki wkradło się dla mnie za dużo uogólnień i czarnowidztwa. Nie przepadam też za podawaniem gotowych rozwiązań i wymyślanie recept idealnych. Lubię sama wyciągać własne wnioski. Dlatego późniejsze rozdziały zaczęły mnie nawet lekko irytować. Rozdział „Seks a prokreacja” dywagujący nad powstaniem dodatkowego otworu służącego jedynie uciechom… Cóż, zupełnie niepotrzebne gdybanie. Nasza anatomia jest, jaka jest - seks i prokreacja odbywa się jednym i tym samym otworem. Nad tym nie ma co myśleć, a autorka zapędziła się w stawianiu pytań, na które sama odpowiada, nie zostawiając miejsca na kontrargumenty.
Wkurzył mnie rozdział dotyczący
mamy w roli przyjaciółki i krytykujący tę formę relacji ("Najgorsza przyjaciółka, czyli matka"). O ile z ojcem nigdy
się nie dogadywałam, właśnie ze względu na jego apodyktyczny charakter, to z mamą
zawsze miałam super kontakt, więc uogólnienie Nosowskiej trochę mnie zabolało.
Mama zawsze potrafiła mnie wysłuchać, nie narzucała swojego zdania, a jedynie
udzielała rady, zostawiając mi ostateczną decyzję. Nigdy też nie obarczała mnie
swoimi problemami, nie robiła ze mnie swojej powierniczki i koleżanki. Jednak z niewiadomych dla mnie powodów autorka wysłałaby mnie na psychoterapię, uznając to za "realny i poważny problem"...
Książka jest trochę o wszystkim, a trochę o niczym. Czyta się ją miło, bo napisana jest zgrabnie, z dozą humoru, jednak treść niekoniecznie do mnie przemówiła. Może dlatego, że sama jestem osobą asertywną? Rzadko ulegam naciskom i presji społecznej?
Nie brałam ślubu kościelnego, bo tak wypada – wystarczył nam cywilny.
Nie zrobiliśmy wesela na 180 osób, żeby jakaś ciotka, którą widziałam 2 razy w życiu, się nie obraziła – zaprosiliśmy łącznie 34 gości, z czego połowę stanowili przyjaciele.
Nie kupiłam białej sukienki – spodobała mi się pasteloworóżowa.
Nie ochrzciliśmy naszych dzieci - chcemy by same wybrały swoją drogę.
W książce nie znalazłam więc żadnej recepty na lepsze życie. Wydaje mi się, że ono już teraz jest lepsze niż to opisane przez autorkę. Jeśli jednak ktoś potrzebuje dodatkowego kopa, by wziąć byka za rogi, a swoje życie we własne ręce i by wreszcie powiedzieć „NIE”, to może warto sięgnąć po tę pozycję? Może będzie to dobra motywacja, by wreszcie zrobić pierwszy krok do wolności. Tego Wam życzę: byście zawsze byli wolni.
Komentarze
Prześlij komentarz