Recenzja: Bezświt - Jay Kristoff

 No cóż... Liczyłam na więcej. 

Pierwszy tom urzekł mnie kwiecistym językiem, ale jego czar prysł w połowie książki, kiedy akcja stała się po prostu nudna. 

Drugi tom czytałam, znacznie obniżywszy swoje oczekiwania i prawdopodobnie dlatego mnie nie rozczarował. Mogę powiedzieć, że nawet mi się podobał, mimo całej naiwności – czasem do przesady. Moment, kiedy Mia walczyła z Rzygożmijem, byłam jeszcze w stanie ścierpieć, ale jedwabnica? Była niepotrzebna. Jak ktoś, kto pokonał monstrualnego potwora, może nie radzić sobie z sześcioręką olbrzymką? Mimo wszystko po przeczytaniu 2 tomu nie miałam poczucia straconego czasu. Zwłaszcza zaskakujące zakończenie, które kulało w 1 części, sprawiło, że dałam książce ocenę wyżej. Gdyby nie to, pewnie dałabym 3.5/5.

Jeśli chodzi o tom 3...

Miałam nadzieję, że po 2 tomie dostanę coś naprawdę super, ale niestety. Autor chyba za bardzo się nakręcił i pozabijał zbyt wielu bohaterów. Później niektórych musiał wskrzesić, jako duchy, które wróciły z otchłani 🤦

Język już od pierwszych stron brzmi tak, jakby autor myślał: im więcej bluzgów i przekleństw, tym lepiej. I żeby było jasne, lubię przekleństwa. Sama często przeklinam, ale tu były wplatane tak bez sensu i tak na siłę, w dodatku często powtarzały się do znudzenia. Nie zliczę ile "pizd" przewinęło się na kartach Bezświtu. 

Zdarzały się też rozdziały, które nic nie wnosiły i tylko mnie drażniły. Jay Kristoff przyzwyczaił już do tego, że w scenach seksu nie ma tabu. Dzieje się wszystko, jednak cały rozdział przeznaczony na lesbijski numerek trochę mnie przerósł. Mam na myśli to, że od książki oczekuję dobrej zabawy, a od scen erotycznych lekkiej podniety. Niestety, nie umiałam jej tu odnaleźć. Moja wyobraźnia naprawdę robiła, co mogła, ale perspektywa lizania łechtaczki innej kobiety raczej mnie odpycha. Obojętnie jak barwnie nie byłaby opisana ta scena (a niestety – NIE była, opisy były powtarzalne), uważam, że można ją było zamknąć w 2 stronach, a nie całym rozdziale...

Na koniec coś, co irytowało mnie w KAŻDEJ z 3 książek cyklu. 

LITERÓWKI. Od pierwszych stron musimy znosić redaktorskie potknięcia. Imię "Mia" często wskakiwało jako "Miał", "magia" jako "magja" nie wspominając już o innych błędach. Było ich ponadprzeciętnie dużo. 

Zakończenie książki porównałabym do pierwszego tomu. Niby oczywiste jak to musi się skończyć, niby wiadomo, że autor lubi rzeź i raczej nie okaże łaski... A jednak, mimo że prawie wszyscy giną, to po wszystkim czuję się jakiś niedosyt. Tyle czytania, dla kolejnej krwawej rzezi? Miałam nadzieję na jakiś spisek, zwrot akcji rodem z drugiego tomu... Niestety. Tylko rzeź, krew i trupy. 

Cieszę się, że mimo ładnej okładki, oszczędziłam miejsce na biblioteczce. Książkę przeczytałam dzięki Legimi. 


 

 

 

Komentarze

Popularne posty