Recenzja: Bożogrobie - Jay Kristoff

 

Bożogrobie. Historia zbudowana na truchle martwego boga. Zepsuta do szpiku kości arystokracja Republiki mieszkająca jak korniki w jego wydrążonych żebrach. A na drugim końcu hierarchii niewolnicy, bijący się w krwawych walkach o to, by odzyskać wolność.

Po pierwszej części cyklu Nibynocy musiałam sobie zrobić przerwę. Język i sposób pisania bardzo mi się podobały, były nietuzinkowe i urzekające, wręcz hipnotyzujące, ale niestety - w połowie książka trochę mnie znudziła, a zakończenie rozczarowało. Musiałam odsapnąć, nim sięgnęłam po drugi tom i w dodatku przeczytałam go dzięki Legimi, bo uznałam, że książka w papierowym wydaniu nie jest godna mojej biblioteczki.

O córki! Jaki błąd! Niech Czarna Matka wybaczy mi moją ignorancję i Tsana ma mnie w opiece! Muszę teraz wszystko odszczekać, co też grzecznie czynię – Hau, hau!

Książka utrzymana jest w takim samym klimacie jak pierwsza część. Przemoc, krew seks, krew, flaki, jelita, krew, znowu seks, krew, krew… Dosadny język dialogów, ale też złotousty narrator, który prowadzi nas przez całą historię. Co jednak najważniejsze: książka nie była przewidywalna! Nie jeden raz akcja działa się tak szybko, że przysuwałam mój czytnik bliżej twarzy i żałowałam, że nie potrafię szybciej czytać. Nie chcę psuć niespodzianki tym, którzy myślą o przeczytaniu książki, ale dużym plusem jest to, że Mia ma dużo więcej do powiedzenia niż w poprzedniej książce. Nie czeka już grzecznie na kolejne nauki, ale knuje, wykrada się, walczy na śmierć i życie i planuje. Oczywiście, że momentami było to naiwne, ale to już przywilej książek Fantasy, natomiast Jay Kristoff nie oszczędza bohaterów, fundując im prawdziwy survival.

Zakończenie bardzo mi się podobało i było przynajmniej kilka zaskakujących elementów. Trzecia część już czeka na czytniku i wkrótce pewnie podsumuję całą trylogię.

 

Komentarze

Popularne posty