Recenzja: Nie ma tego Złego - Marcin Mortka

 

„Nie ma tego złego”, jest za to dużo dobrego!

Zacznę od tego, że książka ma przepiękną okładkę! Myślę, że nawet nie wiedząc nic o autorze, ani co kryje się w środku, sięgnęłabym po nią w księgarni.

A co mamy w środku? Jest to fantastyczna przygoda w świecie pełnym elfów, kransoludów i goblinów. Marcin Mortka wykorzystał chyba najbardziej oklepany schemat podróży. Moim pierwszym skojarzeniem był Tolkien. Drużyna, niczym wycięta z „Władcy pierścieni” rusza razem, by rozwikłać zagadkę podejrzanych napadów na karawany w sąsiednim królestwie. Mamy więc elfa, krasnoluda, guślarza i rycerza… Ale, ale – na tym podobieństwa się kończą! Towarzyszy im też goblin, Zwierzak, a przywódcą bandy nie jest żaden wygnany król, ani nawet cny rycerz w lśniącej zbroi, dosiadający białego rumaka. Imć Kociołek jest wojskowym kucharzem.

Nie ma tu nadęcia, czy przesadnego patetyzmu. W zamian za to dostajemy sporo humoru. Kiedy trzeba, Kociołek wraz z drużyną staje do walki, ale potrafi też dobrze kalkulować siły i czasem, bez ujmy na honorze, ratuje się ucieczką.

W książce nie znajdziemy też żadnej wzdychającej ukochanej, bo Kociołek ma już rodzinę i to całkiem liczną. Poza żoną i gromadką pociech, na wzmiankę zasługuje też teściowa. Nasz bohater jest też… pantoflarzem! Bardzo podobały mi się listy, które pisał do żony z wyprawy.

Podobało mi się to, że autor zdecydował się na żywy język. Książka pisana jest lekko, powiedziałabym nawet, że swojsko. Główny bohater, Edmund, jest przez przyjaciół zwany Kociołkiem, a nie „Aragornem, synem Arathora”, wróg natomiast bez ceregieli jest nazywany po prostu „Złym”… Jak to bywa w towarzystwie tak naładowanym testosteronem, jest też sporo przekleństw. Rozumiem, że autor chciał zaadresować książkę do starszych odbiorców i przekleństwa nie przeszkadzały mi osobiście, ale z drugiej strony myślę, że gdyby ich nie było, książkę mógłby przeczytać nawet mój jedenastoletni syn.

Żarty w książce nie są bardzo wyszukane, ale nie są też nachalne i nie nużą, jak w przypadku Wolhy Rednej.

Podsumowując – „Nie ma tego złego” to przepięknie oprawiona lekka przygodówka, w sam raz na dwa wieczory.

Komentarze

  1. Jeśli będę miała ochotę na tego typu klimaty to postaram się zajrzeć do tej książki.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty