Recenzja: Dlaczego król elfów nie znosił baśni - Holly Black

Doczekałam się. Przedwczoraj dotarła do mnie paczka z księgarni z długo wyczekiwaną przesyłką. Książka "Dlaczego król elfów nie znosił baśni" jest właściwie epilogiem serii "Okrutny książę". Nie warto kupować jej, jeśli wcześniej nie czytało się pozostałych, za to dla fanów Holly Black i jej bohaterów, Jude i Cardana to prawdziwa gratka. Mnie urzekł świat elfów, bo sama napisałam książkę w podobnym tonie. To właśnie od mojej beta-readerki dowiedziałam się, że moja książka jest bardzo podobna i koniecznie powinnam przeczytać tę serię... Od dawna mam w planie napisać recenzję wszystkich trzech książek, jednak zostawię sobie tę przyjemność na święta. 


Książkę pochłonęłam w jeden wieczór. Ma zaledwie 190 stron, z czego większość stanowią ilustracje. Nie jest to jedna, długa przygoda z intrygą w tle, do jakiej przyzwyczaiła nas autorka, a raczej zbiór opowiadań z dzieciństwa Cardana, króla elfów. Narracja jest tu trzecioosobowa i muszę powiedzieć, że w moim odczuciu książka była dużo mniej dynamiczna. Nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia, czy też wynikało to z mojego przyzwyczajenia do perspektywy Jude, ale zdania wydawały mi się papierowe, trochę jakby wyprane z emocji. Może też dlatego, że akcja nie była wartka. Nie było knucia, walk i pojedynków, a rozdziały były bardzo krótkie.

Książka zaczyna się krótkim rozdziałem o tym, jak Jude i Cardam lecą razem na krwawnikowych wierzchowcach do świata ludzi. Cardan dziwi się, że Jude w ten właśnie sposób podróżowała z siostrami, bo środek transportu nie wydaje mu się bezpieczny. Nie jest to dla mnie przekonująca argumentacja, bo sam przecież podróżował w ten sposób do Zębatego Dworu, gdy pojechał ratować swoją królową. Wstęp jest jednak bardzo krótki, niewiele wnosi i nie nawiązuje do dalszych rozdziałów, w których cofamy się do wczesnego dzieciństwa króla elfów.

Kolejne rozdziały to chronologicznie poukładane wycinki z życia Cardana, okraszone dodatkowo rysunkami na każdej stronie. Przyjemnie się to czyta, ale po każdej z nich czułam niedosyt. Historie mogłyby być dłuższe, ale pomijając kwestię niedosytu, dobrze argumentują późniejsze zachowanie elfa, jego brutalność i nieprzystępność. Po przeczytaniu "Dlaczego król elfów..." jestem skłonna wybaczyć mu wszystkie jego wybryki, a nawet znalazłam w sobie spore pokłady współczucia, których wcześniej nie miałam.

Ostatni rozdział przenosi nas znów do teraźniejszości. Bohaterowie muszą stoczyć walkę z jakimś stworem, który terroryzuje okolicę - podobnie jak Grima Mog w trzecim tomie serii. Tak jak w czasie czytania "Królowej niczego" brakowało mi roli Cardana i miałam trochę za złe Holly, za to że tak po macoszemu rozwinęła jego wątek, tak tu role się odwracają. Tym razem to Jude jest tylko tłem dla Cardana i tym razem też mam niedosyt. To jest przecież herszt-dziewczyna. Miałabym nadzieję przeczytać trochę więcej dialogów, oczekiwałabym trochę więcej inicjatywy. Tymczasem przemyka gdzieś z tyłu, prawie jak postać trzecioplanowa. 

 W całym opowiadaniu nie było też ani słowa o Taryn. Podobno jest jakiś zbiór opowiadań "Zagubione siostry", ale przekopałam internet i nie znalazłam żadnej księgarni oferującej chociaż ebooka...

Ponieważ jestem fanką elfów i ich świata, jestem dość bezkrytyczna w ocenie tego dzieła (a w każdym razie moja ocena może nie być obiektywna). Daję tej książce 6 lub 7 na 10 punktów i polecam ją wszystkim fanom Najwyższego Króla.

Komentarze

Popularne posty